Wczoraj powstał piękny, długi post o tej myjce, jednak coś wcisnęłam i, bah, tekstu nie ma. Nie miałam już siły pisać ponownie, więc małe co nieco o konjakowej myjce dopiero dzisiaj. A więc (tak, wiem, że nie zaczyna się zdania od 'a więc') do rzeczy.
Od samego początku byłam przekonana, że konjac to jakaś alga czy inne morskie żyjątko. I dopiero kiedy dostałam paczkę zaczęłam guglać, i wyguglałam to, że konjac to wieloletnia roślina bulwiasta. Konjac uprawia się w Indiach, Chinach, Japonii i Koreii. Bulwy tej rośliny są bogate w skrobię, którą wykorzystuje się do wyrobu mąki i galaretki; konjac to też wegański substytut żelatyny. Konjac jest podobno bez smaku, ale Azjaci bardzo się w nim lubują - cóż, kwestia gustu. W Stanach popularne są (podobno) lychee cups, które są zrobione właśnie z konjaka (konjaku?).
No i przejdźmy do sedna - w Korei konjac podbił też serca kosmetycznych maniaczek - myjko-masażery są tam baaardzo popularne; postanowiłam i ja tego cuda spróbować.
Ciężko będzie mi pisać o tym czymś bez ciągłego używania słowa myjka, umówmy się więc, że w poście będę pisać po prostu puff a Wy przymkniecie oko na to, jak często to słowo będzie się powtarzać ;)
Puff zapakowany jest w plastikową torebkę, która w środku była wilgotna - to zapewne miało na celu stworzyć odpowiednie warunki transportu małego cuda. Producent zaleca, by przed każdym użyciem dokładnie wypłukać puffa w ciepłej wodzie, gdyby zdarzyło się, że konjac nam wyschnie należy włożyć go do wody i poczekać, aż całkowicie nasiąknie.
Pierwsze wrażenia dotykowe? Puff jest miękki, galaretkowaty. W strukturze porowaty i chłonie wodę jak szalony. Można go używać solo albo z środkiem czyszczącym (żele świetnie się na nim pienią).
Podczas używania jest delikatny - masaż tą myjką to prawdziwa przyjemność, do tego fantastycznie przygotowuje on skórę do innych zabiegów (maseczki, sleeping pack'i, kremy...). Co jeszcze zaobserwowałam - konjac szybko nabiera temperatury; wystarczy chwila pod strumieniem gorącej wody i myjka jest ciepła - a masaż taką ciepłą gąbeczką jest niesamowicie odprężający.
Po takim myciu twarz jest gładka i miękka jak po użyciu najlepszego peelingu.
Mam tylko problem z przechowywaniem puffa. Bo nie wiem, czy trzymać go w oryginalnym opakowaniu, czy tak luzem, w łazience? Bo chyba zamknięcie wilgotnej gąbki w plastikowym woreczku nie będzie zbyt higieniczne... Póki co wieszam myjkę w kabinie prysznicowej.
Dla zobrazowania wielkości puffa zrobiłam mu zdjęcie z pudełkiem meteorytów. Puff jest półkulą o średnicy 8cm i wysokości 3,5. Mieści się w dłoni wygodnie, nie jest ani za duży, ani za mały.
Podsumowując - fajny gadżet. Przyjemniejszy w użyciu niż celulozowe gąbeczki. Jestem jeszcze bardzo ciekawa gąbki Kanebo, która, mam nadzieję, doleci do mnie już w przyszłym tygodniu :)