sobota, 21 stycznia 2012

Cult Nails - swatches.

To była miłość od pierwszego wejrzenia. A pierwsze malowanie tylko to uczucie scementowało :)

Na pierwszy ogień poszedł Let Me Fly. Pomalowałam nim paznokcie w poniedziałek wieczorem a kiedy w środę późnym popołudniem zmywałam paznokcie lakier wyglądał tak dobrze, jakby dopiero przed chwilą był położony. Podobnie było z Quench i podobnie jest z Iconic, którego mam na paznokciach od wczoraj.

Let Me Fly:


Niebieski turkus z grubym shimmerem/drobnymi glass flekcs. Genialny kolor - uwielbiam tego typu lakiery a ten jest wybitny, chyba przez dodatek tego srebrnego pyłku. Kocham.

Awakening:


W butelce nieco bardziej niebieski niż na paznokciach. Na paznokciach to taka ciemna, morska zieleń (bardzo ciemna, wręcz głębinowa). Krem, bez dodatków. Myslałam, że jest podobny do kardaszianowego Khloe Had a Little Lam-Lam, ale jednak Lam-Lam to inny rodzaj zieleni ;)

My Kind Of Cool Aid:


Szarawa lawenda ze srebrnym shimmerem. Czegoś takiego się spodziewałam i jestem z tego koloru bardzo zadowolona - myślałam, że będzie nieco zbyt chłodny dla mojej karnacji, ale na szczęście nic takiego nie ma miejsca.

Quench:


Klasyczna, krwista czerwień. Piękna ale bardzo powtarzalna - chyba każda firma lakierowa ma taką czerwień w swojej ofercie.

Iconic:


I to jest wielkie WOW. Ten lakier jest niesamowity - ciemny róż ze złotym shimmerem i flakies. Cudo! Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. Flakies w kryjącej bazie to świetny pomysł - są widoczne ale jednocześnie dyskretne jednak dodają lakierowi pazura. Super.

Podsumowując - Cult Nails to klasa sama w sobie. Nie spodziewałam się, że znajdę lakiery lepsze od Chanel - a znalazłam. Lepsze jakościowo i cenowo. CN nie są może najtańsze ale też i nie są najdroższe - $10 to średnia półka na poziomie lakierów OPI czy Zoya (na cenę wysyłki przymykam oko ;)).  Polecam z całego serca.