sobota, 31 marca 2012

Nubar Polished Chic - swatches.

Robiąc porządki na dysku znalazłam bardzo stare zdjęcia jesiennej kolekcji Nubara - a raczej części kolekcji jesiennej Nubara, bo kupiłam tylko trzy kolory. Lepiej późno niż wcale, więc do dzieła (swatche są chyba jeszcze z listopada...).

NUBAR POLISHED CHIC collection (fall 2011):

Stylish Peacock


Ten kolor mnie zachwycił - głęboki, kremowy teal z wyraźną przewagą niebieskiego nad zielonym. Piękny, ale ja uwielbiam takie odcienie.

Vogue Vert


Mocno zabielona zupa z zielonego groszku albo coś między miętą a pistacją. Fajny.

Classic Camel


Zapomniałam w ogóle, że mam taki lakier... Wygrzebałam go już z czeluści mojej lakierowej szafki i już wiem, co jutro wyląduje na moich paznokciach :) Bardzo ładny jasny, czysty beż.

No i na dzisiaj to byłoby tyle. Jutro mam w planach dwie recenzje - Savon Noir i baza pod lakier Get It On.

DIY: lakierowe broszki.



Zakochałam się w lakierowej biżuterii kiedy buszowałam w Etsy w poszukiwaniu jakichś niebanalnych lakierów. Wydawało mi się, że zrobienie takiego pierścionka wymaga wiele pracy i nakładów pieniężnych - i tu się myliłam. Na jakimś blogu zobaczyłam tutorial jak to się robi - i byłam zaskoczona, bo lakierowa biżuteria jest banalnie prosta do zrobienia! Potrzebne nam będą kaboszony, baza do broszki/wisiorka/pierścionka, klej do biżuterii (chociaż ja używam uniwersalnego wysychającego przeźroczyście) i lakier do paznokci. Kaboszon - około złotówki, baza - jakieś trzy zeta, tubka kleju - niecałe dwa złocisze, no a lakier do paznokci każda szanująca się lakieroholiczka ma (więcej niż jedną buteleczkę, jak mniemam). I tu możemy popuścić wodze naszej wyobraźni. Ja zrobiłam trzy broszki (póki co, bo kolejne półfabrykaty do mnie jadą).

Warm & Fozzie:



Warm & Fozzie z zimowej kolekcji OPI. Chciałam czegoś ciepłego, zbliżonego w kolorze do broszkowej bazy. Na żywo efekt jest naprawdę śliczny, W&F ładnie mieni się w słońcu :D

DS Extravagance:



To moja pierworodna ;) Uwielbiam ten lakier i od razu gdy otworzyłam koperty z kaboszonami wzięłam się za malowanie jednego szkiełka lakierem Extravagance. Planuję zrobić cały set, czyli do broszki dołączą pierścionek i wisior.

Twisted plus Fowl Play:



Z tą było najwięcej roboty - malowanie tych pięciu czy sześciu warstw to jeszcze pół biedy, ale klejenie... Najpierw dałam za mało kleju, kaboszon odpadł, w dodatku na bazie została środkowa część lakieru ze szkiełka. Musiałam oczyszczać zmywaczem dziurę, na nowo nakładać tam Twisted FP i Fowl Play Orly i uważnie kleić. Ale warto było, bo broszka jest piękna :)



Jeśli i Wam podoba się ten nowy trend - spróbujcie zrobić sobie lakierową biżuterię. Wystarczy na profilu aukcyjnym w wyszukiwarkę wpisać 'kaboszon' i później przeglądać i wybierać. Ja czekam nie tylko na półfabrykaty - czekam na kilka niesamowitych (naprawdę niesamowitych) lakierów, które będą pięknie zdobić nie tylko moje paznokcie :D

OPI Vintage Minnie Mouse - preview.

Krótka zapowiedź mini-kolekcji OPI na lato 2012 - Vintage Minnie Mouse. Trzy lakiery i brokatowy (te serduszka mnie rozbrajają) top coat. Like it.


Nothin' Mousie' Bout It, I'm All Ears, If You Moust You Moust, The Color Of Minnie

niedziela, 25 marca 2012

Green Up Your Act.

Ostatnie tygodnie były minimalistyczne zakupowo - tusz do rzęs, dwa żele pod prysznic i to wsjo. eBay przeglądałam sporadycznie, do sklepów nie zaglądałam prawie w ogóle - chodziłam tylko na wiosenne spacery (w końcu na zwolnieniu zaznaczone było, że chory może chodzić a w sumie to L4 to raczej przygotowanie do dłuższego przymusowego odpoczynku), grzałam kości na tarasie i czytałam książki (to uczucie, które nie pozwala w nocy zasnąć dopóki nie dowiemy się, jakie jest zakończenie - bezcenne! Hunger Games - polecam, calutką trylogię jak i film, polecę gimnazjadą, ale co tam - zajebioza, przy czytaniu bije się rekordy :D ja czytałam prawie jak Alf - tylko że ze zrozumieniem, no i futro z palców mi nie zeszło :D). Ale ale (jak to mawiał mój profesor matematyk tłumacząc nam zawiłe zadania - Alę zostawmy w spokoju :D) - nadrobiłam to w ostatnich dniach. Kilka piękności do mnie leci, mam nadzieję, że przed świętami dolecą i będę miała czym się pochwalić.

A póki co szybki swatch bardzo urodnego koloru. Uwielbiam takie zielenie - z nutą niebieskiego i mocno, mocno brudne. Green Up Your Act od Nicole by OPI to własnie taki kolor - troszkę niebieska zieleń z brudnym tłem. Ten kolor jest trochę HTF i jest dosyć drogi jak na lakier - można go dostać za $15 plus wysyłka.


Tak mi się ten kolor na zdjęciu podoba, że zaraz pomaluję nim paznokcie na jutro. Piękny.

Missha Viewer 270* HD - recenzja tuszu.

Na początek może, czego zwykle oczekuję od tuszu: nie lubię dramatycznego efektu rzęs ociekających tuszem - takie coś nie jest dla mnie. Lubię rzęsy podkreślone, widoczne ale w miarę naturalne. Moje własne włoski są ciemne u nasady ale jasne na końcówkach, jest ich normalna ilość, nie są cienkie ale też i nie jakieś grube. Ot, rzęsy jak rzęsy. Lubię tusze z serii 2000 calorie MF, nie lubię tuszy Maybelline i L'Oreala. W sumie od początku mojej przygody z tuszami jestem wierna MF (głównie właśnie kaloriom, ale były skoki w bok z Masterpisem). W okolicach zeszłorocznych wakacji zdradziłam MF z koreańskimi tuszami (Missha i Skin Food) i właśnie wykończyłam tusz Viewer 270* HD Missha i pora go zrecenzować.


Viewer 270* HD to tusz pogrubiający. Gęsty, suchy, taki jak lubię. Szczota też fajniasta - średnio duża, gęsta, na odpowiednio długim patyku, mniam.


Na początku były problemy - imo tusz był zbyt mokry i wodnisty (tak teraz mam z maskarą Imju - niby hit a dla mnie kit po całości :/), ale otwarty i zostawiony na noc rano już był idealny. Tak idealny, że nie patrzyłam w ogóle w stronę innych tuszy, które miałam wtedy na stanie. Ten dawał mi to, czego potrzebowałam - odpowiednie pogrubienie i wydłużenie, brak tzw. owadzich odnóży i grudek tuszu na rzęsach. Co ważne - nie osypywał się ani na początku ani pod koniec opakowania, kiedy to był już baaaaardzo suchy i czasami oporny w nakładaniu. Jednak love is love i nie mogłam go ot tak wyrzucić do kosza póki nie wykończyłam go do ostatniej kropelki (a i tak nie pozbyłam się go całkowicie, taka fajna szczota winna być zostawiona w szufladzie w razie gdyby kiedyś była potrzebna!).
Uwielbiam kosmetyki, które są łatwe w obsłudze - ta maskara taka jest. Przez tych kilka miesięcy używania, może raz pobrudziłam sobie powiekę bo za bardzo się rozmachałam. I tyle - innych problemów nie zauważyłam - nie można sobie szczotką wydziubać oka, dolne rzęsy też maluje się łatwo i czysto - ideał.


Fajny tusz w fajnej cenie (o ile dobrze pamiętam, to kupiłam go za nieco ponad $10). Kupię ponownie na pewno. Teraz zbyt późno spostrzegłam, że maskara mi się w ogóle kończy, więc zmuszona byłam nabyć kalorie drogą tradycyjną. Ale tusz Missha polecam, naprawdę warto :)

sobota, 24 marca 2012

Essie Wedding Collection for Spring 2012 - preview.

Kolejna szybka zapowiedź nowej kolekcji Essie. Love & Acceptance to tzw. wedding collection - Essie wypuszcza takie co roku. Tegoroczna to cztery pastelowe, delikatne kolory. Skusiłam się już na Who Is The Boss - wczoraj kliknięty i zapłacony, pozostaje mi tylko czekać :)



niedziela, 18 marca 2012

Summer 2012 - Poppy-razzi.

Szybka zapowiedź: neonowa kolekcja na lato od Essie - 4 neonowe kolory, biały jako baza (podobno kolor Blanc sprawia, że neony od Essie są jeszcze bardziej neonowe) i Super Duper TC, by matowe neonki lśniły pełnym blaskiem.


l-p: action, bazooka, camera, lights


Resort 2012 - swatches.

Uwielbiam takie leniwe niedzielne przedpołudnia. Rano byłam na spacerze z psem teściowej (bo z psem jakoś milej się spaceruje) a teraz wygrzewam stare kości w tym wspaniałym wiosennym słońcu (wifi to błogosławieństwo naszych czasów, nie ma to tamto).

Swatche i krótkie opisy resorciaków, które mam na dysku od tygodnia. Ale jakoś tak nie było czasu, by to wrzucić do sieci.

ESSIE RESORT 2012:



No More Film to jedyny krem w tej kolekcji. Granat, na pierwszy rzut oka czysty ale po porównaniu z innym essiakowym granatem (Bobbing For Baubles z zimowej kolekcji 2011) widać w No More Film sporą domieszkę fioletu.



Do pink-A-Boo nie byłam przekonana póki nie pomalowałam nim paznokci. Majtkowy róż z drobnymi glass flecks jest niesamowicie uroczy i przy trzech warstwach da się lubić ;)



She's Picture Perfect to prawie kremowy lawendowy fiolet. Prawie, bo w pewnym świetle i pod pewnym kątem widać w nim różowy shimmer. To już trzeci fiolet w tym typie w tegorocznych kolekcjach Essie, chyba góra bardzo lawendy polubiła ;)



Sure Shot. Fuksja? Magenta? Wściekły róż? Zwał jak zwał, jest cudny :) Z shimmerem, ale to wykończenie jest takie metaliczne. No i niesamowicie się błyszczy. Uwielbiam takie kolory, chociaż to już też któryś magentowy róż w ostatnim czasie u Essie.

Podsumowując, kolekcja jest bardzo udana. Zeszłoroczny Resort ciut bardziej mi się podoba, ale ten 2012 też nie jest zły. Trzy na cztery lakiery będę nosić z przyjemnością.

piątek, 16 marca 2012

Toksyczny wodorost.

Kiedy zobaczyłam pierwsze swatche tego koloru wiedziałam, że będzie mój. Zielona półprzezroczysta baza z zatopionym w niej malutkim brokatem, który mieni się na zielono i żółto oraz niesamowitymi flejkami różnej wielkości. Aplikacja bajeczna - mimo przezroczystości dwie warstwy wystarczają. Wysycha bardzo brokatowo - szorstko i matowo, dlatego też top coat jest wymagany, by paznokcie były gładkie i błyszczące. Jak to brokat jest średnio wydajny.

Ten kolor to edycja limitowana - jak się sprzeda to przejdzie do lakierowej historii, jego produkcja nie będzie wznawiana.



Do końca przyszłego tygodnia przebywam na zwolnieniu lekarskim. Mam nadzieję, że posty na blogu będą pojawiać się częściej :)

niedziela, 11 marca 2012

Hidden World.

Ta limitka, kolokwialnie mówiąc, dupy nie urywa. Według mnie to jedna z najgorszych LE od Catrice. Lakiery nie powalają a róż w kremie jest paskudny. W sklepie szybko zerknęłam na tester by zobaczyć kolor (który mi się spodobał) a nie pomazałam nim dłoni. Konsystencja jest przedziwna, taka budyniowo-kisielowa. Kolor jest ładny, taki cukierkowy. Co z tego, skoro na skórze jest niewidoczny?



white and seek, walk on air, wood you follow me?


sobota, 10 marca 2012

Essie Resort 2012.

Kilka tygodni temu na eBayu w końcu pojawiły się lakiery z tegorocznej kolekcji Resort Essie. Kolekcja ta to cztery lakiery - ciemna metaliczna fuksja, kremowy marynarski granat, baby pink z grubym shimmerem/drobnymi glass flecks (mieniącymi się na różowo i fioletowo) i lawendowy fiolet z rożowawą poświatą.

sure shot, no more film, pink-a-boo, she's picture perfect
Lakiery są ładne. Zwłaszcza Sure Shot i No More Film - dwa pozostałe ujdą w tłumie. Nie mam pomysłu, jak nosić Pink-A-Boo, nie przepadam za takimi odcieniami różu, i nie wiem, czy ten kolor nie pójdzie w świat.





Zakupowo.

Regularność nie jest moją mocną stroną. Co z tego, że mam zrobione zdjęcia a koncepcje różnych notek siedzą w mojej głowie - gdy przychodzę do domu po pracy jestem tak zmęczona, że zasypiam na stojąco i tak śpię do wieczora, po czym się budzę, jem, myję i wracam do łóżka. W weekendy śpię do późna, więc popołudniami funkcjonuję w miarę normalnie ;)

Pierwsza dzisiejsza notka to, standardowo, zakupy :) Resort 2012, resztka nowych kolorów Essence plus Forest, który został wycofany z regularnej sprzedaży, do tego puder rozświetlający z Circus Circus - dowieźli go do mojej Natury we wtorek, Hidden World i lakiery Spoiled by Wet'n'Wild dla sieci sklepów CVS. Szczegóły później :)



Bardzo wcześnie rano przebudziłam się, by kupić to:


Dobrałam do tego setu jeszcze Captivated. Nie mam tym razem tyle cierpliwości, by czekać, aż pre-sale się skończy, zamówienia zostaną wysłane i ruszy normalna sprzedaż. Różowy średnio do mnie przemawia, ale on jest gratis. Darowanemu koniu...

sobota, 3 marca 2012

Wiosna panie sierzancie!

Mimo tego, że śnieg ciągle zalega w ogrodach i na podwórkach, na polach też jeszcze biało a w lesie zlodowaciała warstwa kiedyś białego puchu sięga kolan, ja w powietrzu już czuję wiosnę. Dzisiaj świeciło słońce, ptaki świergotały jak szalone a pod blokiem wniebogłosy darły się koty szukające miłości ;) Taaaak, płaczące kocury i gruchające kotki to chyba największa oznaka zbliżającej się wiosny :)

Przedwczoraj była wypłata - a jak mówi znane przysłowie - payday is happy day :) Nauczyciele mają dwa paydaye w miesiącu, ale jednak pierwszy (bądź drugi, w zależności od tego, czy góra ma kasę) dzień miesiąca jest szczęśliwszy, bo kwota na odcinku wyższa :) Ja od razu po sprawdzeniu stanu mojego konta pobiegłam do Natury, gdzie już czekała na mnie limitowanka Circus Circus (bez pudrów rozświetlających bo te w ogóle do mojej Natury nie dotarły :/) i część nowości. Nie byłabym sobą, gdybym nie przyszalała.


Co kupiłam? Wszystkie dwustronne lakiery, które są, imo, cudowne. Wszystkie nowości z topperów (flakies *.*), parę colour & go (w tym wszystkie nudziaki, część dla mnie, część oddam teściowej), dwa magnetyczne (kupione ze względu na kolor, nie na właściwości bo te mnie nie kręcą), usuwacz skórek (który po pierwszych testach zapowiada się świetnie) i balsam nawilżający do paznokci. Poza tym na zdjęciu są kolejne flakies - Hidden Treasure Sally Hansen (porównanie wszystkich flakies które mam pojawi się jutro), zielony cudak Nicole by OPI czyli Green Up Your Act, Cult Nailsy (lakiery plus rewelacyjna baza) i Savon Noir Neroli czyli naturalne mydło z czarnych oliwek z dodatkiem wody pomarańczowej.















Savon Noir wypróbowałam od razu i to jest miłość. Po pierwszym użyciu efekt był piorunujący - skóra była czysta - tak czysta, że ja czułam jak ona oddycha. Coś niesamowitego po prostu. Nos czysty, czoło czyste, broda czysta - a z tymi miejscami miałam wieczne kłopoty. Zobaczę, jak długo utrzyma się efekt, ale już wiem, że warto. Wersja Neroli śmierdzi ale nie jakoś bardzo. Mydło ma konsystencję wosku do depilacji. A konkretniejsza recenzja pewnie za jakiś miesiąc :)

W Naturze zostawię jeszcze trochę keszu - kuszą mnie róże w kremie, chętnie potestuję bazy pod makijaż no i czekam na resztę nowych kolorów lakierów.