Na początek może, czego zwykle oczekuję od tuszu: nie lubię dramatycznego efektu rzęs ociekających tuszem - takie coś nie jest dla mnie. Lubię rzęsy podkreślone, widoczne ale w miarę naturalne. Moje własne włoski są ciemne u nasady ale jasne na końcówkach, jest ich normalna ilość, nie są cienkie ale też i nie jakieś grube. Ot, rzęsy jak rzęsy. Lubię tusze z serii 2000 calorie MF, nie lubię tuszy Maybelline i L'Oreala. W sumie od początku mojej przygody z tuszami jestem wierna MF (głównie właśnie kaloriom, ale były skoki w bok z Masterpisem). W okolicach zeszłorocznych wakacji zdradziłam MF z koreańskimi tuszami (Missha i Skin Food) i właśnie wykończyłam tusz Viewer 270* HD Missha i pora go zrecenzować.
Viewer 270* HD to tusz pogrubiający. Gęsty, suchy, taki jak lubię. Szczota też fajniasta - średnio duża, gęsta, na odpowiednio długim patyku, mniam.
Na początku były problemy - imo tusz był zbyt mokry i wodnisty (tak teraz mam z maskarą Imju - niby hit a dla mnie kit po całości :/), ale otwarty i zostawiony na noc rano już był idealny. Tak idealny, że nie patrzyłam w ogóle w stronę innych tuszy, które miałam wtedy na stanie. Ten dawał mi to, czego potrzebowałam - odpowiednie pogrubienie i wydłużenie, brak tzw. owadzich odnóży i grudek tuszu na rzęsach. Co ważne - nie osypywał się ani na początku ani pod koniec opakowania, kiedy to był już baaaaardzo suchy i czasami oporny w nakładaniu. Jednak love is love i nie mogłam go ot tak wyrzucić do kosza póki nie wykończyłam go do ostatniej kropelki (a i tak nie pozbyłam się go całkowicie, taka fajna szczota winna być zostawiona w szufladzie w razie gdyby kiedyś była potrzebna!).
Uwielbiam kosmetyki, które są łatwe w obsłudze - ta maskara taka jest. Przez tych kilka miesięcy używania, może raz pobrudziłam sobie powiekę bo za bardzo się rozmachałam. I tyle - innych problemów nie zauważyłam - nie można sobie szczotką wydziubać oka, dolne rzęsy też maluje się łatwo i czysto - ideał.
Fajny tusz w fajnej cenie (o ile dobrze pamiętam, to kupiłam go za nieco ponad $10). Kupię ponownie na pewno. Teraz zbyt późno spostrzegłam, że maskara mi się w ogóle kończy, więc zmuszona byłam nabyć kalorie drogą tradycyjną. Ale tusz Missha polecam, naprawdę warto :)