niedziela, 22 kwietnia 2012

Savon Noir - recenzja.



Naturalne kosmetyki nigdy mnie nie nęciły. Jakoś tak od razu uznałam, że to nie dla mnie. Poza tym dostęp do tych faktycznie naturalnych miałam utrudniony – w Miasteczku z drogerii mieliśmy do niedawna tylko Naturę, Rossmanna i kilka prywatnych bezimiennych, żadnych tam Sephor czy Douglasów w których można dostać chociaż te pseudo-naturalne mazidła. Kiedyś zainteresowała mnie Biochemia Urody - tonikowi PHA i serum migdałowemu jestem wierna nadal (okresowo), ale reszta, której spróbowałam mocno mnie rozczarowała (hydrolaty i oleje), więc dalej nie próbowałam. Zostałam przy nafaszerowanych chemią, pięknie pachnących i wyglądających kosmetykach :D

Al kiedy w Miasteczku otwarła się Mydlarnia postanowiłam popróbować. Nie będę się rozpisywać na temat zalet i wad mydła marsylskiego czy maseł sprzedawanych na wagę, ale o Savon Noir muszę coś powiedzieć :)

Savon Noir to tradycyjne marokańskie mydło bez mydła. Jak to mydło bez mydła? Ano tak to – SN to naturalny myjak z czarnych oliwek. Byłam sceptycznie nastawiona do tego cuda – gęsta maź o konsystencji wosku do depilacji pachnąca, imo, przyjemnie (mam wersję z kwiatem pomarańczy), chociaż śmiem przypuszczać, że ten zapach może odstraszać.




Jestem po 7 tygodniach stosowania Savon Noir – pierwszy tydzień nakładałam mydło na twarz co drugi dzień, w kolejnych dwa razy na tydzień – mimo rewelacyjnych rezultatów moja skóra zaczęła się delikatnie przysuszać, wolałam więc nie ryzykować.

Już po pierwszym użyciu byłam zachwycona – cera była jaśniejsza, gładsza a pory zwężone i prawie niewidoczne. Przy kuracji intensywnej pory oczyściły mi się wręcz spektakularnie ;) W kolejnych tygodniach (aż do teraz) efekt ten utrzymuję, używając mydełka raz – dwa razy w tygodniu. I jest ok – po myciu skóra jest czysta, czuć jak oddycha a krem wchłania się w nią jak w woda w gąbkę.
Producent zaleca, by po sesji z Savon Noir używać naturalnych olejów itp. - ja jednak nakładam moje ukochane sleep pack'i i jest w porzo :D

Nie radzę też trzymać mydła zbyt długo na twarzy – kiedyś mi się przysnęło z brunatną mazią na facjacie – drzemencja 20minutowa dosłownie, a obudziłam się z piekąca i zaczerwienioną skórą – zaczerwienienie zeszło dopiero rano następnego dnia (tego ranka poczułam ulgę, gdy spojrzałam w lustro – bałam się, że będę wyglądać jak Indianka z rezerwatu czy coś).

Jak używać? Pani w Mydlarni poinstruowała mnie, że można normalnie – jak zwykłe myjaki czyli na facjatę, myju myju i siup, z ciepłą woda w odpływ albo jak paseczki/peelingi enzymatyczne – cienka warstwa na twarz, 10 minut trzymamy a później zmywamy kolistymi ruchami zwilżonych dłoni. Można też Savonka używać na ciało, ale dla mnie to zbyt drogi byznes :D

Savon Noir nie jest tanim kosmetykiem, ale na plus na pewno jest to, że mydło jest wydajne jak nie wiem. 100 g (28 zeta) wystarcza na baaaaaaardzo długo – ja mam jeszcze z 1/3 opakowania, a używam chyba od połowy lutego lub coś w tym stylu. No i używam regularnie, dwa razy w tygodniu minimum (jak zauważam, że coś niepokojącego się zaczyna dziać to wyciągam ciężkie działa w postaci właśnie oliwkowej mazi).

Jedynym minusem może być tandetne, plastikowe opakowanie. Ale z drugiej strony – ten plastik może być i plusem, bo gdyby tak Savon zamknięty był w szklanym ciężkim słoju to już dawno potłukłabym płytki w łazience.

Gdybym wiedziała, że to taki hicior to już dawno kupiłabym swoje pierwsze opakowanie. Ale lepiej późno niż wcale – od teraz ten kosmetyk ma swoje stałe miejsce w mojej łazience :)