niedziela, 20 maja 2012

Niedzielne leniuchowanie.

Jestem wiecznie zmęczona. 9 godzin snu to dla mnie stanowczo za mało. W szkole daję z siebie wszystko, by po szkole przyjść do domu i paść twarzą na łóżko i przespać kolejnych kilka godzin. Jestem jak mój kot, który, jakby mógł (a przecież nie może, bo trzeba jeść i posiedzieć chwilę na parapecie) to spałby cała, calusieńką dobę. W weekendy jest nieco lepiej, dlatego, że nie ma rano roboty. Ciąża to może i nie choroba, ale człowiek jest wymęczony jak koń po westernie.

Skajpajowałam dzisiaj z moją mamą. I ja nie wiem, dlaczego i ona, i teściowa starają się nam obrzydzić imię, które dla Małej wybraliśmy. Co rusz słyszę o jakiejś wrednej Toście, okropnej Antoninie albo mało rozgarniętej Tosi. Co rusz zadawane są nam pytania typu: a co sądzisz o Joannie? albo Olga to bardzo silne, ładne imię lub Hanna! proste a piękne (to było akurat przez telefon, teściowa obudziła mnie z popołudniowej drzemki, byłam na nią bardzo, bardzo zła...). Mam już dość. A moje przyjaciółki, doświadczone mamy, co rano witają mnie nieśmiertelnym 'a nie mówiłam?'. A mówiły, ale byłam święcie przekonana, że nasza Tośka się przyjmie. A Uszek to jest totalnie obrażony, bo miał być chłopak, do tego nazwany na jego cześć - gdy nam to Mateusz mówił, mieliśmy z Bartkiem miny typu 'wtf dude?!'.

Do Rossmannów trafiły mini lakiery Max Factor a wśród nich Fantasy Fire czyli odpowiednik słynnego Unicorn Pee Clarinsa (chwaliłam się już, że będę mieć swoją butelkę siuśków jednorożca? nie? to się chwalę - będę mieć własną buteleczkę siuśków jednorożca! wynudziłam od dobrej zagranicznej duszy :D). Mini lakiery kosztują jakieś 18 złotych bez kilku miedziaków, jest wśród nich kilka ładnych kolorów ale trochę mi szkoda takiej kasy na takie maleństwa... Jeszcze Fantasy Fire można przeboleć, bo to lakier do layeringu, ale inne, samodzielne zużyją się chyba w tempie błyskawicznym.
Ciekawa jestem też nowych lakierów L'Oreal - też drogie i też małe, kolory takie sobie ale coś bym wybrała.

Mimo wszystko wróciłam z wczorajszego spaceru z lakierami, rossmannowym konjakiem i balsamami do ust. Ten w okrągłym pudełeczku to bubel nad buble, dobrze, że niedrogi. Neutrogena ujdzie w tłumie. A lakiery są śliczne :D Żółty to 21G, jasny niebieski to 78C a turkusik 78S.


Jeśli chodzi o konjac - kupiłam gąbkę z czystej ciekawości - jak się ma do moich ukochanych myjek Missha. I mam mieszane uczucia. Gąbki Missha są delikatne i miękkie  ta jest twarda i dość nieprzyjemna w kontakcie ze skórą. Missha są bardziej porowate, rossmannowy konjac jest zbity i potrzeba mu więcej czasu na wchłonięcie wody. Jako myjka do ciała sprawuje się ok, ale moja twarz go nie polubiła. Ceny mają podobne - ok 15 zł w Rossmannie i jakieś $5 na eBayu. Fajnie, że można kupić już to cudo w sklepie stacjonarnym, ale ja pozostanę przy zamawianiu z Korei. Zobaczę jeszcze, jak się będzie gąbka sprawować przy codziennym stosowaniu - jak długi mi posłuży i jak będzie wyglądać w trakcie eksploatacji :)

Ja i Mała mamy dzisiaj zachciewajkę na truskawki i pizzę z ananasem. Truskawki zjadłyśmy już wczoraj (olaboga, 14 złotych za kilogram - zaoszczędziłam, kupiłam tylko pół kilo i dzisiaj żałuję...) ale pizzę sobie zamówimy. Tatusia nie ma, nie będzie nam się nad ananasem na cieście krzywił. Mniam.