Dzieciak wysysa ze mnie życie. Rośnie we mnie mały wampir energetyczny, który sprawia, że nie mam siły zwlec się z łóżka a wyjście na spacer jest dla mnie jak wyprawa dookoła świata. A termin mam dopiero na 25 września. I będzie coraz gorzej a nie coraz lepiej. No dobra, może i dramatyzuję trochę ;) Cieszę się, bo najgorsze już za nami (20 tydzień, a wcześniejsze dwie ciąże skończyły się u mnie w okolicach 11 tygodnia, więc teraz już możemy odetchnąć), mogę normalnie chodzić do pracy odpoczywając co jakiś czas na L4 :D Brzuch już widoczny i USG połówkowe umówione - nie mogę się doczekać i mam nadzieję, że nasze dziecko nie będzie nieśmiałe tylko odważnie rozkraczy się przed rodzicami i pokaże swe wdzięki, bo chciałabym wiedzieć, czy mam w brzuchu Tośkę czy Filipa.
Dzieciak wysysa ze mnie nie tylko życie ale i wodę. Nigdy wcześniej nie miałam tak suchej skóry, jak teraz. Sucha twarz, suche łydki, suchy brzuch, suche paznokcie, suche włosy, suche dłonie... Masakra jakaś. Ale na szczęście jest na to remedium - żel aloesowy.
Specyfiki aloesowe zawsze miałam na półce w lodówce (schłodzone są najlepsze :D). Ale dopiero teraz doceniam to, jak bardzo wszechstronnym kosmetycznym półproduktem jest aloes. Żelu aloesowego (w tej chwili Nature Republic a wcześniej Forever Living) używam dosłownie do wszystkiego. Smaruję nim cielsko po kąpieli, łydki po goleniu, twarz po myciu (zamiast albo pod krem, zależy), kąpię w nim paznokcie (mam osobne pudełko tylko do tego celu - moczę w nim paznokcie - nie ma chyba lepszej kuracji nawilżającej dla płytki, spróbujcie - odżyją Wam i skórki, i paznokcie), nakładam na włosy zamiast wszelakich masek (włosy po takiej kuracji /nałożyć przed myciem, owinąć folią *albo plastikową jednorazówką jako ja czynię* a potem zmyć/ są niesamowite - miękkie, błyszczące i wyraźnie nawilżone).
Nie muszę chyba pisać, że aloes jest świetny w posłonecznych sytuacjach kryzysowych. IMO lepszy niż kefir czy maślanka (zwłaszcza, że wręcz nienawidzę zapachu zsiadłego mleka -.-'), w czasie urlopów w ciepłych krajach to był mój kosmetyk numer dwa, zaraz po filtrach.
Kosmetyk ten to nie lepiący się żel. Po nałożeniu na skórę wchłania się w nią z szybkością światła, nie ma więc czasu na wysychanie i tworzenie mało przyjemnej, zaschniętej skorupki. Nie ma tu efektu jedwabistej skóry jak przy balsamach czy kremach, ale czuć, że skóra jest odpowiednio nawilżona. Często nakładam go grubą warstwą na twarz i czekam, aż się wchłonie. Zwykle trwa to koło kwadransa ale po tym czasie mam taką cerę, że szok. Najlepsze kremy nawilżające nie są tak skuteczne jak ten niepozorny, przezroczysty żel.
Świeży sok aloesowy świetnie leczy opryszczkę (wystarczy ułamać kawałek liścia i okładać sokiem paskudę), łagodzi ukąszenia komarów jak i przyspiesza gojenie ran. Wystarczy mała odsadka tej roślinki, by już po roku mieć imponujący krzaczor własnego aloesa. Mój ma jakieś 5 lat, 120cm wzrostu i w grudniu udawał choinkę a w kwietniu wisiały na nim pisanki :D A jak wsadzałam go do doniczki to był tyci tyci tyciusieńki, miał może z 15 cm max.
Recenzowałam żel Nature Republic (do kupienia na jebaju za jakieś $10) ale w sumie każdy kosmetyk z dużą zawartością aloesu działa podobnie. W aptekach widziałam różne specyfiki - kremy, żele, maści - jak skończę mój eBayowy zapas NR to pewnie wybiorę się właśnie do apteki i poproszę mojego ulubionego pana pigularza by dał mi coś skutecznego.
Tak się wczułam że aż się dziecię we mnie delikatnie poruszyło. Ach, nie mogę się doczekać kopania po żebrach. To dopiero będzie coś...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą żel aloesowy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą żel aloesowy. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 3 maja 2012
piątek, 23 grudnia 2011
Zakupowe podsumowanie ostatnich tygodni ;)
Post nieco spóźniony - ale ubiegły weekend spędziłam w rodzinnym mieście a ostatni tydzień był szalony - zaraz po świętach mamy w szkole koniec semestru i, jak wiadomo, dzieciaki dopiero teraz zaczynają się uczyć i 'poprawiać' wszystko co się da. Mam nadzieję, że ten nadchodzący tydzień wolnego pozwoli naładować mi akumulatory :)
Co nowego w zakupach? Nowa partia moich ulubionych ostatnio Finger Paints, trochę Sinful Colors i trzy perełki: Milani Jewel FX, Sephora by OPI i lakier L'Oreal w niesamowitym kolorze i do tego wszystkiego jesienno-zimowy zestaw lakierów CND z cudownym lakierem 'effects' :) Byłoby tego więcej, ale część łowów została mi zabrana i jutro znajdę je pod choinką, więc na pewno pochwalę się po świętach co tez Mikołaj mi przyniósł :D
To zielone i okrągłe to uniwersalny żel aloesowy koreańskiej firmy Nature Republic. Podobnych specyfików zużyłam już dziesiątki opakowań, NR zamówiłam drugi raz - na dniach recenzja tego cudaka. Wielka butla POSHE to najlepszy zakup ostatnich miesięcy. Ten top coat jest niesamowity a ta wielka butla, mimo tego, że wielka, to skończy mi się szybciej niż przypuszczam (zwłaszcza, że teraz maluję paznokcie codziennie :D).
Dokładniejsze zdjęcia i swatche na wzorniku niebawem (obstawiam niedzielę) ale już mogę Wam powiedzieć, że wszystkie te lakiery są śliczne. Będzie dużo błysku (wśród tych buteleczek są tylko dwa kremowe lakiery: Scenery Greenery FP i Red-ical Gypsy CC plus dwa z zestawu CND) a reszta to shimmery, flakies albo glittery :D
No i muszę się pochwalić, że lecą do mnie najnowsze cuda Finger Paints - lakiery z serii Special Effect Flakies. Te cudaki to typowe flakies, któe najlepiej wyglądają na czymś innym. Wyguglajcie sobie swatche, bo warto. jest ich pięć: Asylum, Flashy, Flecked, Motley i Twisted i jeden jest ładniejszy od drugiego :D
Co nowego w zakupach? Nowa partia moich ulubionych ostatnio Finger Paints, trochę Sinful Colors i trzy perełki: Milani Jewel FX, Sephora by OPI i lakier L'Oreal w niesamowitym kolorze i do tego wszystkiego jesienno-zimowy zestaw lakierów CND z cudownym lakierem 'effects' :) Byłoby tego więcej, ale część łowów została mi zabrana i jutro znajdę je pod choinką, więc na pewno pochwalę się po świętach co tez Mikołaj mi przyniósł :D
To zielone i okrągłe to uniwersalny żel aloesowy koreańskiej firmy Nature Republic. Podobnych specyfików zużyłam już dziesiątki opakowań, NR zamówiłam drugi raz - na dniach recenzja tego cudaka. Wielka butla POSHE to najlepszy zakup ostatnich miesięcy. Ten top coat jest niesamowity a ta wielka butla, mimo tego, że wielka, to skończy mi się szybciej niż przypuszczam (zwłaszcza, że teraz maluję paznokcie codziennie :D).
Dokładniejsze zdjęcia i swatche na wzorniku niebawem (obstawiam niedzielę) ale już mogę Wam powiedzieć, że wszystkie te lakiery są śliczne. Będzie dużo błysku (wśród tych buteleczek są tylko dwa kremowe lakiery: Scenery Greenery FP i Red-ical Gypsy CC plus dwa z zestawu CND) a reszta to shimmery, flakies albo glittery :D
No i muszę się pochwalić, że lecą do mnie najnowsze cuda Finger Paints - lakiery z serii Special Effect Flakies. Te cudaki to typowe flakies, któe najlepiej wyglądają na czymś innym. Wyguglajcie sobie swatche, bo warto. jest ich pięć: Asylum, Flashy, Flecked, Motley i Twisted i jeden jest ładniejszy od drugiego :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)