Bo dawno nie było zakupowego posta :D Nie doczekałam się niestety Chinek czikulinek, ale kilka innych rzeczy do mnie przyfrunęło (na zdjęciach nie ma Cult Nailsów i bb Eveliny bo o tych rzeczach zwyczajnie zapomniałam *gapa*).
Co my tu mamy? Mamy koreańskie maski w płachtach, mamy wycofywaną (a może już nawet wycofaną?) maseczkę na nos TheFaceShop, którą uwielbiam i udało mi się jeszcze zdobyć jedną tubkę w ludzkiej cenie, mamy szampon i odzywkę Green Pharmacy (bo mi się ich zachciało po blogowych postach chwalipięckich ;)), mamy piankę do mycia cała Wellnes & Beauty z Rossmanna (to jest zapas - tak mi ten produkt przypasował, że musiałam kupić jeszcze jedno opakowanie, na tzw. 'zaś'), mamy nawilżające rybki Rival de Loop i mamy lakiery: Essie i Sephora by OPI.
Essie to, idąc od góry: Aperitif, Bahama Mama, Red Nouveau, Chinchilly, Island Hopping. Sephora by OPI: I'm Wired (którego już mam na stopach i to jest love *.*), Ocean Love Potion i Casting Call.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą clay mask. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą clay mask. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 22 lipca 2012
piątek, 17 lutego 2012
Baviphat Strawberry Toxifying Mask - recenzja.
Siedzę właśnie z tą maską na twarzy i przypomniałam sobie, że mam jej zdjęcia na dysku - już od miesiąca zbieram się do napisania krótkiej recenzji.
BAVIPHAT STRAWBERRY TOXIFYING MASK
Strawberry Toxifying Mask to maska, której głównymi składnikami są ekstrakt z truskawek, bentonit i różowa glinka. Ma konsystencję galaretki, łatwo się nakłada i nie zasycha na beton - tworzy na twarzy cienką, elastyczną warstwę, która bardzo łatwo się zmywa. Maska pachnie truskawkami - zapach jest przyjemny ale chemiczny. Testowałam wiele kosmetyków o zapachu truskawek i niestety zapach zawsze zalatywał chemicznym smrodkiem - ale chyba trzeba się z tym pogodzić, bo truskawkami pachną tylko świeże truskawki w czerwcu.
Działanie? Truskawki znane są ze swoich właściwości oczyszczających, działają odżywczo, bakteriobójczo i ściągająco. Poza tym w truskawkach jest cała masa witamin: C, A, B1, B2, B6, E... Wszystko to działa świetnie na naszą urodę :) A w połączeniu z różową glinką (właściwości wygładzające i ściągające) oraz glinki bentonitowej (wygładza, oczyszcza pory, złuszcza martwy naskórek, poprawia koloryt skóry) daje bardzo fajny miks maseczkowy :)
Maskę nakładam łapskami - jak do wszystkich kosmetyków z serii owocowej dodana jest tutaj mini łyżeczka, jednak jak dla mnie jest ona, w przypadku tego cuda, niepraktyczna. Na całą twarz nie trzeba wiele - porcja wielkości orzecha laskowego w zupełności wystarczy. Zapach truskawek towarzyszy nam aż do zmycia maski. Galaretkowata konsystencja ułatwia sprawę - maska nie przelatuje między palcami, nie spada i nie spływa z twarzy. No i to elastyczne wysychanie - już tylko za to bym tę maseczkę uwielbiała ;)
Po zmyciu kosmetyku twarz jest rozjaśniona, pory ściągnięte i czyste. Skóra nie jest przesuszona ale krem jest potrzebny (po seansie z maską krem wchłania się szybko i do ostatniej kropelki :D).
Strawberry Toxifying Mask jest kosmetykiem wydajnym - opakowanie ma 130g i wystarcza na cztery - pięć miesięcy regularnego stosowania raz w tygodniu. Opakowanie charakterystyczne - spory czerwony słoik z truskawką na zakrętce :) Cena do przyjęcia - jakieś $12 z free shippingiem i samplami :)
środa, 21 września 2011
Rozpusty ciag dalszy.
Ostatnia część moich koreańsko-amerykańskich zakupów sieciowych. Dzisiaj dostałam Petrę, lakiery Tony Moly, Skin Food i Etude House, tusz do rzęs Skin Food i cytrynowego sleeping packa oraz glinkową maseczkę truskawkową.
Lakiery Skin Food są urocze - przyznam się, że kupiłam je głównie dla buteleczki, kolor tutaj zszedł na drugi plan ;) Tony Moly są cudowne - kolory, które dla siebie wybrałam są niesamowite. Jedyną ich wadą jest krótki i niewygodny pędzelek oraz nieco zbyt szeroka zakrętka, ale jakoś to przeżyję - dla tych kolorów naprawdę warto. Jesienne Zoye? Fantastyczne, wszystkie. A Etude House są bezpieczne i dress code'owe (poza V.V.I.P. Green).
Eggplant Plumping Volume Mascara zapowiada się dobrze. Trochę na początku przeraziła mnie szczoteczka (krótkie i rzadkie włoski), jednak po teście na tuszu Missha 4D jestem pełna nadziei, że jednak będzie dobrze :)
No i owocowe cuda Baviphat. Jestem fanką, przyznam się do tego. Uwielbiam te realistyczne opakowania ;) Od razu wiadomo, co kryje się w środku. A w dzisiejszych zdobyczach kryją się cytrynowa nocna maska wybielająca i glinkowa maseczka truskawkowa. Nie mogę się doczekać :D
I na koniec szybkie, wzornikowe swatche moich najnowszych lakierów.
Górny lewy róg to Zoye. Jana to różowawy taupe; Petra to coś w stylu Paradoxala, tylko w kremie; Dree to zgniła zieleń a Cynthia zielony granat.
Prawy górny róg to Tony Moly. Sad Green to morska zieleń; Kahki to przyszarzałe khaki bez brązu a Indian Blue to szarawy błękit.
Lewy dolny róg to Etude House: morska zieleń V.V.I.P. Green, Mistic Purple to fiolet ze zlotym shimmerem, Brown Berry to lekko różowy brąz a Kahlua Milk to mocno rozbielony brąz.
I na koniec lakiery Skin Fooda z mlecznej serii. Lavender Milk czyli pastelowa lawenda i Mint Milk czyli urocza miętka.
Podsumowując: wrzesień był zakupowo udany. To jeszcze nie wszystko - mam nadzieję, że nowe Essence już niebawem pojawią się w Naturze. I wtedy będę już całkiem pod kreską, bo w tej chwili to jestem tak na granicy. Całe szczęście, że do pierwszego już niedaleko :D
Lakiery Skin Food są urocze - przyznam się, że kupiłam je głównie dla buteleczki, kolor tutaj zszedł na drugi plan ;) Tony Moly są cudowne - kolory, które dla siebie wybrałam są niesamowite. Jedyną ich wadą jest krótki i niewygodny pędzelek oraz nieco zbyt szeroka zakrętka, ale jakoś to przeżyję - dla tych kolorów naprawdę warto. Jesienne Zoye? Fantastyczne, wszystkie. A Etude House są bezpieczne i dress code'owe (poza V.V.I.P. Green).
Eggplant Plumping Volume Mascara zapowiada się dobrze. Trochę na początku przeraziła mnie szczoteczka (krótkie i rzadkie włoski), jednak po teście na tuszu Missha 4D jestem pełna nadziei, że jednak będzie dobrze :)
No i owocowe cuda Baviphat. Jestem fanką, przyznam się do tego. Uwielbiam te realistyczne opakowania ;) Od razu wiadomo, co kryje się w środku. A w dzisiejszych zdobyczach kryją się cytrynowa nocna maska wybielająca i glinkowa maseczka truskawkowa. Nie mogę się doczekać :D
I na koniec szybkie, wzornikowe swatche moich najnowszych lakierów.
Górny lewy róg to Zoye. Jana to różowawy taupe; Petra to coś w stylu Paradoxala, tylko w kremie; Dree to zgniła zieleń a Cynthia zielony granat.
Prawy górny róg to Tony Moly. Sad Green to morska zieleń; Kahki to przyszarzałe khaki bez brązu a Indian Blue to szarawy błękit.
Lewy dolny róg to Etude House: morska zieleń V.V.I.P. Green, Mistic Purple to fiolet ze zlotym shimmerem, Brown Berry to lekko różowy brąz a Kahlua Milk to mocno rozbielony brąz.
I na koniec lakiery Skin Fooda z mlecznej serii. Lavender Milk czyli pastelowa lawenda i Mint Milk czyli urocza miętka.
Podsumowując: wrzesień był zakupowo udany. To jeszcze nie wszystko - mam nadzieję, że nowe Essence już niebawem pojawią się w Naturze. I wtedy będę już całkiem pod kreską, bo w tej chwili to jestem tak na granicy. Całe szczęście, że do pierwszego już niedaleko :D
Etykiety:
Baviphat,
clay mask,
Etude House,
lakiery do paznokci,
SkinFood,
sleeping pack,
TonyMoly,
tusz do rzęs,
z Korei,
Zoya
Subskrybuj:
Posty (Atom)