Pokazywanie postów oznaczonych etykietą z drogerii. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą z drogerii. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 7 sierpnia 2012

Catrice Dirty Berry - odnalezione w czeluściach dysku twardego.

W nocy szalała u nas wichura - miałam wrażenie, że idzie koniec świata, czy coś. Drzewa uginały się pod ciężarem wiatru jakby były z gumy :/ Nie mogłam przez to spać i poprzeglądałam stare foldery ze zdjęciami. Znalazłam mnóstwo swatchy, o których zapomniałam :D Na pierwszy ogień pójdzie Catrice ;)

Dirty Berry to lakier z podstawowej kolekcji Catrice. Kolor jest przedziwny - sprawia wrażenie holo ale nim tak naprawdę nie jest :) Jest to fiolet z mnóstwem drobinek. Wadą jest to, że słabo kryje i potrzebuje trzech warstw by jako tako wyglądać.



OGŁOSZENIE PARAFIALNE!
Rusza dzisiaj promocja na Cult Nails - z okazji urodzin Marii aż do niedzieli wszystkie lakiery kosztują $7. Zapoznajcie się z tym postem: http://www.cultnailsblog.com/2012/08/birthday-sale-starts-tomorrow.html jest tam lista kolorów, które znikają z oferty CN. Ja zaraz będę składać zamówienie. Jeśli i Wy się skusicie koniecznie pochwalcie się co wpadło Wam do koszyczków :D

piątek, 3 sierpnia 2012

Recenzja: Alterra, szampon Migdał & Jojoba.

Na wstępie zaznaczę może, że ten szampon był moim pierwszym bez sls i sles.


Szamponów Alterra postanowiłam spróbować z czystej babskiej ciekawości. Chciałam się na własnej skórze i włosach przekonać, czy faktycznie są dobre (bo tanie nie są, bez promocji dycha za 200ml szamponu to całkiem sporo). Dopiero w połowie opakowania wyczytałam na blogach, że ten wariant może powodować wypadanie włosów. Cóż - u siebie tego nie zaobserwowałam.

A teraz konkrety: szampon ma konsystencję nie całkiem stężałej jeszcze galaretki. Pachnie średnio - mnie ten zapach do gustu nie przypadł, jest zbyt mdły, jakiś taki kwaśno-słodki w zepsuty sposób. Myje fajnie - radził sobie z khadeuszem (którego recenzja zbliża się wieeeeeeelkimi krokami ;)) w dwóch myciach. Co go u mnie przekreśliło (nie kupię więcej tego akurat wariantu na 100%) to plątanie włosów. Bez Tangle Teezera nie dałabym rady ich po myciu rozczesać! Jakaś masakra, a wcale nie zmieniłam sposobu mycia kudłów, wszystko robiłam po staremu. nawet odżywki nie pomagały - na głowie miałam jeden wielki kołtun. Całe szczęście, ze TT dawał sobie z tym radę. Właściwości myjące oceniam więc bardzo dobrze - szampon umył co miał umyć, nie podrażnił. No ale poplątał :/ Wydajność jest średnia, ale ja zawsze po oleju myję włosy dwa razy, więc taka buteleczka to u mnie jakieś 3 tygodnie używania trzy razy w tygodniu ;) Wykończyłam go z ulgą. I wróciłam do szamponów z sls (Green Pharmacy z łopianem, to jest lowe) :D Mam w zapasach morelę z pszenicą ale nie wiem, kiedy użyję, bo jak sobie przypomnę to moje splątane sianko na głowie to aż mi słabo.


Szkód nie narobił no ale szału też nie ma. Pustą butelkę wyrzuciłam z nieukrywaną radością ;)

wtorek, 31 lipca 2012

Intro: Catrice LE - Cruise Couture.

Pogoda dzisiaj ciężarówkom nie sprzyja. Z tego też powodu do Natury po nowe łakocie posłałam męża :)


Cruise Couture składa się z paletki cieni do powiek, pięciu lakierów do paznokci, dwóch szminek, dwóch błyszczyków, różu do policzków, tuszu do rzęs i kosmetyczki. Ja mam to co widać na załączonym obrazku :D

Paletka szału nie robi :) Cienie są lepiej napigmentowane niż te z Revoltaire. Bardzo podoba mi się opakowanie - zgrabne, starannie wykonane, po prostu ładne :)





Lakiery to pięć kolorów: brzoskwinia (shimmer), koral (krem), róż (krem), jasny niebieski podbity fioletem (shimmer) i granat (shimmer). Ładne, zwłaszcza ten fioletowy błękit *.*

hi, society!, jetsetter, welcome to pink tropez, feel the yacht beat,  nautica
Na koniec szminki. 110 to Shy Flamingo a 220 to Mrs. Brightside. Szminki są lekkie i błyszczące, maja masę drobinek, które chyba będą migrować po twarzy.

Shy Flamingo (uroczy łosoś):





Mrs. Brightside (słodki, dziewczęcy róż):





Macie coś z Cruise Couture? Planujecie coś kupić? :)

niedziela, 29 lipca 2012

Konjac z Rossmanna czyli o gąbce Ewa Schmitt Boutique słów kilka.

O gąbce Missha pisałam tutaj. Od tamtej pory w kwestii myjek tej firmy nic się u mnie nie zmieniło - ciągle używam i sobie chwalę. Ale ze dwa miesiące temu, korzystając z promocjo w Rossmannie, kupiłam konjaka Ewy Schmitt. Na początku nie byłam nim zachwycona - przyzwyczajona byłam do miękkich gąbeczek Missha a Ewa Schmitt jest raczej twardawa i szorstkawa, zupełnie różna od azjatów.



Jednak postanowiłam rozpocząć testy. Zaczęłam używać konjaka z Rossmanna do codziennych czynności myjących, takich jak mycie twarzy mydłem z Aleppo, zmywanie maseczek itp. I tutaj ta myjka spisuje się świetnie. Przez to, że ma inna strukturę niż myjki Missha (Ewa Schmitt jest zbita, twardsza) takie rzeczy jak mydło lepiej się na niej pienią a takie rzeczy jak maseczki, np. glinkowe, lepiej się zmywają i nie włażą w pory gąbki. Po użyciu gąbki twarz jest gładka, jednak nie jest to efekt jak po peelingu - konjak jest delikatniejszy, to raczej taka gąbka polerująca a nie ścierak z prawdziwego zdarzenia.

Ale zrobiłam sobie nią także krzywdę ;) Pewnego wieczoru siedziałam z Savonem na twarzy i pomyślałam, że przecież konjak może dobrze Savonka zmyć - skoro i tak trzeba zrobić gommage, to mogę spróbować. Wy nie próbujcie - podrażnienie murowane. Zużyłam całe pudełko Savona i mnie nie podrażnił, a to jedno z ostatnich użyć, gdy zmywałam mydło konjakiem to jakaś tragedia. Twarz miałam czerwoną, wrażliwą, piekącą... Masakra. Jednak Savon + konjak to nie jest dobre połączenie. Później już tego nie próbowałam i nie zamierzam, bo aż mam ciary jak sobie to doświadczenie przypomnę.

Konjaka używam codziennie i już, po dwóch miesiącach, nadaje się do wymiany. Wieszam go zawsze na prysznicowym drążku, tam sobie spokojnie schnie i powietrze ma do niego dostęp z każdej strony.

Oto jak się prezentują dwa konjaki razem (czarna Missha i Ewa Schmitt):


czwartek, 26 lipca 2012

Małe zakupy i prośba.

Bartek wybierał się do centrum, zabrałam się z nim i ja. Jestem zmęczona siedzeniem w domu i nawet najmniejszy wypad do Rossmanna to dla mnie atrakcja :D

W Rossmannie nabyłam to:


Dwa kremy do rąk Isany (jestem pożeraczem kremów do rąk, w moim zeszycie na publikację czeka chyba z siedem albo osiem recenzji :D) i masło do ciała Alterry (kupione po przeczytaniu posta Niecierpka - nie mogłam się oprzeć :D).






Masło ma niesamowity zapach i fantastyczną konsystencję. Testy już dzisiaj wieczorem.

A teraz prośba. Czy możecie polecić mi coś *mocno* nawilżającego do ciała? Mam bardzo wrażliwą skórę nóg i rąk (tak wrażliwą, że po wszelkich peelingach boli mnie ona przez kolejne dwa dni), która jest sucha jak wiór. Szukam czegoś, co mnie nawilży na dłużej niż kwadrans. Do brzucha używam świetnego Tummy Butter Palmersa, do ciała kupiłam kiedyś w aptece też balsam tej marki - ale niestety, takie nawilżenie to dla mnie za mało. Żel aloesowy położony pod nawilżacz daje rade, ale za dużo z tym roboty i nie chce mi się tak cackać. Chce kosmetyku wielofunkcyjnego, działającego długofalowo a nie doraźnie. I co jest jeszcze dla mnie ważne - bez mocznika, bo ten mnie podrażnia.

Mam cichą nadzieję, że może to masło da radę na dłuższa metę, ale jednak wolałabym się zabezpieczyć. Jak macie jakieś pomysły to, bardzo proszę, dajcie znać :)

niedziela, 22 lipca 2012

Vipera Belcanto - swatche, część 2.

Dzisiaj kolejna część swatchy lakierów Belcanto od Vipery. Ostatnie cztery postaram się wrzucić jutro :)

#107


Przepiękny błękit królewski z żelkową formułą, która po jednej warstwie jest całkowicie przezroczysta lecz po dwóch zyskuje i głębię, i błysk, i kolor :) Lakier jest rzadki, może zalewać skórki ;)


#108


Przepraszam za nieostre zdjęcie, ale akurat na tym kolor jest najlepiej oddany :)
Sto ósemka to śliczny, lekko fioletowy chaberek. Uwielbiam takie kolory *.* Formułą tego egzemplarza to taki pół-żelek, pół-krem. Nosi się świetnie - na bazie i z topem trzymał się bez zarzutu trzy dni.


#109


Gęsty, kremowy, szarawy fiolet. Takie okazy nosiłam z upodobaniem zanim zakochałam się w kolorach ;) Aplikacja bezproblemowa i może być one-coaterem.


#110


Miły dla oka pomarańczowy koral o fajnej formule, przyjemny w aplikacji. Gęsty, też może być jednowarstwowcem.


Największą wadą tych lakierów jest ich... buteleczka. Płaska, wysoka, niestabilna. Można sobie narobić bigosu jeśli się nie uważa podczas malowania paznokci -.-' (znam z autopsji, niestety :/)

piątek, 20 lipca 2012

Co nowego: bb od Eveline.

Do Rossmanna poszłam dziś tylko po żel pod prysznic, wyszłam z bb kremem, któremu, oczywiście, oprzeć się nie mogłam.


Krem typu bb (blemish base) kolejnej polskiej firmy. Dostępny w dwóch odcieniach (cera jasna i ciemna), w cenie 14,99/50ml. Kartonik jest ofoliowany i zabezpieczony hologramem.



Tubka jest miękka i zakręcana.




Sam krem bardziej przypomina podkład niż bb. Konsystencja jest mało przyjemna, bardzo tłusta i taka jakaś maźglata, ble. Kolor też niezbyt udany, niby jasny ale wali jakąś taką pomarańczą.



Skład:


Mam jakieś śmieszne obawy przed nałożeniem tego kremu na twarz :D Jestem w 100% pewna, że utleni się na mnie pomarańczowo. No i ta tłusta konsystencja też do mnie nie przemawia. Jak się odważę jutro rano nałożyć tę pastę na ryjek to zdam relację.

Porównanie z innymi drogeryjnymi:

maybelline light, garnier do jasnej karnacji, eveline do jasnej karnacji

środa, 18 lipca 2012

Bad hair day.

Macie takie dni, gdy włosy, mimo wysiłku włożonego w stylizację, za nic nie chcą się układać? Ja mam. Często. Dziś też.

Post ten miał być recenzją pewnego specyfiku okraszoną zdjęciami mojej superanckiej fryzury. Nie wyjszło :/ Robiłam wszystko jak zwykle i zamiast pięknych loków wokół mojej twarzy zwisały smętne strąki niepodobne do niczego. Włosy musiałam związać w koka bo i tak już byłam spóźniona. Bad hair day, indeed.

Ale recenzja i tak będzie, bo to nie tego produktu wina, że mi włosy nie wyszły.

Uwielbiam wakacje nad morzem - pomijając wszelkie aspekty wypoczynkowe, ja uwielbiam to, co morskie, słone powietrze robi z moimi włosami :) Kocham to lekkie zmatowienie, to potarganie, to rozczochranie, które serwuje mi nadmorska bryza ;) Dlatego też wszelkie produkty do stylizacji, które obiecują takie właśnie efekty jakimś trafem znajdują się w mojej kosmetyczce ;)

Tak też było ze sprejem Toni&Guy. Kupiłam (chociaż podobno skład ma mało fajny, ale co tam ;)) i się zakochałam - takiego efektu wypaczywałam ;) Lekko matowe, trochę potargane wakacyjne loki. Obietnice spełnione.





Używam go i na mokro, i na sucho i za każdym razem spisuje się świetnie. Przy użyciu na mokro, wiadomo, trzeba przysuszyć suszarką. Przy użyciu na sucho wystarczy porządne ugniatanie.

Spray lekko usztywnia włosy i je matowi. Moich kudłów nie wysusza ale moja teściowa właśnie na potworne wysuszenie narzekała- co kudeł to opinia, jak widać.
Opakowanie jest bardzo ładne, takie trochę jakby satynowo-welurowe w plastikowym wydaniu ;) Pojemność spora (200ml chyba), cena wygórowana (ponad 30 zeta bez promocji, to na pewno). Wydajność ok, kilka psików na gęste włosy za łopatki wystarczy.




Ja od siebie polecam o ile lubi się efekt takich włosów z wybrzeża. To nie jest nabłyszczacz i błysku dawać nie będzie więc się na to nie nastawiajcie ;)

wtorek, 17 lipca 2012

The fuck?

Długo zbierałam się do recenzji tego specyfiku. Nie wiem, jak się w ogóle do tego zabrać, bo mam tyle dziwnych odczuć z nim związanych a nie bardzo umiem ubrać je w słowa. No ale spróbuję.




Garnier BB Krem Beauty Balm Perfector Upiększający BB krem 5 w 1 to 'pielęgnacja nowej generacji. BB krem wykorzystuje technologię 5 w 1, łącząc kilka etapów codziennej pielęgnacji skóry w zaledwie jednym ruchu. Dba o skórę i jednocześnie tworzy delikatny efekt makijazu, oferując natychmiastowy efekt pięknej skóry. Oszczędzaj czas - jednym gestem nawilżaj, ujednolicaj i rozświetlaj swoją skórę.' Tyle od producenta, bo to jedno wielkie gie, za przeproszeniem ;)

W ogóle ja się najpierw pytam Garniera, dlaczemu BB krem? Czy nazwa 'krem tonujący' jest za mało trendi? Nie sprzeda się? Na krem tonujący nie polecą małolaty i młode kobiety, które czytają blogi, na których, ostatnimi czasy, dużo pisało się o bb kremach w wersji azjatyckiej? No tak, krem tonujący to już nazwa przebrzmiała, lepiej brzmi: sprzedajemy bb krem, weź kup, nie pożałujesz. A dupa. Pożałowałam (wydanych pieniędzy, ofc).

Sprawy techniczne najpierw - kosmetyk jest zamknięty w miękkiej tubce o pojemności 50ml, z klasycznym zamknięciem.



Krem ma konsystencję ciepłego masła zamkniętego w tubce - mnie to odpycha i za każdym razem, gdy miałam się nim wysmarować miałam gęsią skórkę. Bo autentycznie czułam się tak, jakbym miała włożyć paluchy do maselniczki i pac, masło na twarz. Do tego ten okropny, duszący zapach - Garnier mógł sobie ten smrodek darować, toć to kosmetyk do twarzy i lepiej tu parfuma dać mniej aniżeli więcej. No ale cóż.



Krem jest gęsty ale niech Was to nie zmyli - nie jest kryjący. Jest raczej duszący - skóra pod nim się dusi i kisi, zwłaszcza w upały. Sposób nakładania nie ma wpływu na jego krycie - czy to nałożony palcami, pędzlem czy jajkiem zawsze wygląda tak samo - beznadziejnie. Albo moja skóra jest taka oporna po prostu - tego też nie wykluczam, bo wiem, że dziewczyny sobie ten kosmetyk chwalą. Ale czy to ma związek z jego faktycznymi właściwościami czy może z nieznajomością prawdziwych bb kremów? Nie mnie to oceniać ;) Ja wiem, że dla mnie to bubel nad bublami. Nałożony na twarz bb krem wygląda u mnie fatalnie - włazi w pory, nie chce się stopić z moją skórą w związku z czym tworzą się paskudne placki, których nie mogę wyrównać - jedyne wyjście to zmycie tego paskudka z twarzy i reaplikacja wszystkiego.
A trwałośc, gdy juz udało mi się z Garnierem wytrzymać dłużej niż 15 minut? Średnia - krem znika z twarzy w ciągu dnia. Gdy nałożymy go rano to przy wieczornym demakijażu już go nie ma, bez względu na to czym był jeszcze traktowany w ciągu dnia ;) Ale znika w sposób ładny i równy (chociaż to).
Producent sugeruje (w przypadku gdy uzyskane krycie jest dla nas niewystarczające) nałożenie kolejnych warstw kremu. Dla mnie jest to nie do pomyślenia, bo pod +1 warstwą tego kremu skóra nam się chyba udusi.
Kolor (light) jest przyjemny dla oka - tego mu odmówić nie mogę. Ładny, żółty beż, dość uniwersalny i na pewno przypasuje jasnym cerom nad Wisłą.

Skład:



Podsumowując: ja ten krem rzucam w kąt i zapominam, że go w ogóle kupiłam (ciekawość to jednak jest pierwszy stopień do piekła ;)). Dla mnie ten kosmetyk nie ma żadnych zalet za to wad całe mnóstwo. Mogło być fajnie a wyszło jak zwykle.

wtorek, 10 lipca 2012

Jeszcze jeden haul - Alterra.

Bartek (God bless him) przytachał mi z Rossmanna trzy rzeczy, które były na mojej chciejliście - szampon, olejek i krem do rąk z Alterry.


Wykańczam własnie szampon migdał & jojoba i muszę powiedzieć, że jestem z niego na tyle zadowolona, że zdecydowałam się sięgnąć po inny wariant - małż kupił morelę. Olejek do masażu jest w wariancie migdał & papaja a krem to granat i aloes. I jeśli o krem chodzi to już wiem, że nie zdzierżę - zapach ten kosmetyk ma fatalny. Tak fatalny, że mam odruch wymiotny na sama myśl o nim, a posmarowałam ręce dopiero raz. Nawet kot zwiał tam, gdzie raki zimują jak go chciałam wytarmosić po kremowaniu rąk.
A olejek? Temu, kto wpadł na pomysł zamknięcia gęstego olejku w szklanej buteleczce, należy się Nobel ;]

Hit PRLu - woda brzozowa.

Woda brzozowa. Flagowy produkt PRLu. Sama pamiętam, jak stałam z mamą w kolejce do kiosku ruchu i pan, który stał przed nami poprosił o wodę brzozową, po czym od razu odkręcił butelkę i za jednym razem wlał w siebie zawartość szklanego, przaśnego opakowania. Scenka podobna do tej z Misia, tylko u nas kiosk był wolnostojący, mróz szczypał po pysku a pan był z tych bardziej żulowatych smakoszy ;) Klik do sceny z Misia :)

A tu jeszcze cytat z Nonsensopedii:
Woda brzozowa – wytwarzany w czasach realnego socjalizmu produkt przemysłowy, pochodzący z Rosji. Wg producenta Preparat do pielęgnacji włosów zawierający ekstrakt z liścia brzozy i tataraku. Zmniejsza objawy łupieżu. Wzmacnia włosy, nadaje im puszystość, miękkość oraz elastyczność, zaś według szerokiej rzeszy konsumentów – smaczny i niereglamentowany napój alkoholowy dostępny w kioskach i sklepach z kosmetykami.


A oto co ma robić brzozówka:



Jak mamy stosować (jakby kto nie wiedział, że to się wciera a nie pije):



Składzik (nieco przydługawy jak na mój średnio znający się na składach gust, ale innej nie mogę znajść na wsi :/):



Przejdźmy do moich wrażeń. Powiem szczerze - nie wiem na co liczę stosując tę wodę :D Poszłam ze stadem owiec - naczytałam się, jaka ta woda super hiper ekstra kul no to kupiłam, skoro jest w Rossmannie na półce (w cenie 6,50 za pół litra). Wcieram jak mi się przypomni (czyli ze trzy razy w tygodniu) od dość dawna (jeszcze jak miałam włosy po pas, a ścięłam je trzy miesiące temu). Zużyłam już jedną całą zero połówkę a teraz męczę drugą i chyba ostatnią. No chyba że po porodzie coś mi się z włosami stanie, że będe musiała o nie szczególnie dbać (odpukać w niemalowane).

Zgodzę się, że woda ta fajnie odświeża włosy i faktycznie zapobiega łupieżowi (zwłaszcza temu kosmetycznemu, z którym miewam spore problemy :/) - także tutaj się sprawdza i wrażliwcy mogą być z niej zadowoleni. Poczytałam też, że przyspiesza porost włosów - tego nie zauważyłam. Ale ja zawsze (i od zawsze) mam na głowie pełno tych tzw. baby hairs - nigdy nie mogłam sobie zrobić ładnej, ulizanej fryzurki bo te małe kutafonki żyły własnym życiem i zamiast wyglądać jak zacna balerina wyglądałam jak wkur*iony Chopin :/ Więc wzmożonego wzrostu dziecięcego puszku nie zauważyłam, ale nie zdziwiłabym się, gdyby faktycznie jakieś te delikatesy to był efekt stosowania wody brzozowej.

Jest to taki produkt, o którego działaniu trzeba się przekonać osobiście, bo na jednych może działać a na drugich ni wuja. Ja stosuję ją przede wszystkim by zapobiec nawrotom łupieżu kosmetycznego.

Denerwujący jest zapach - nie znoszę tego zielno-śmiesznego smrodku. I kolor - cóż, kojarzy mi się laboratorium analitycznym i próbkami wiadomo czego ;) Źle pomyślana jest tez butelka - ja zawsze niewielką porcję brzozówki przelewam do butelki z atomizerem, bo wlew w tej isanowej butli jest tragiczny :/