Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SkinFood. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SkinFood. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 sierpnia 2012

Raz na miętowo czyli Skin Food Mint Milk (BL005).

Do zakupu tego lakieru (i drugiego z tej serii - Lavender Milk) zachęciła mnie przede wszystkim urocza buteleczka przypominające dziecięce butelki na mleko :D No po prostu słodycz w czystej postaci :) Kolor też był tu decydujący - uwielbiam wszelkie miętowe odcienie. Tak więc jakiś rok temu w moje ręce trafił lakier Skin Food z serii Milk Creamy Nail w kolorze Mint Milk o numerze roboczym BL005.


Butelczyna ma 8ml pojemności, zrobiona jest z matowego szkła. Korek jest stylizowany na dziecięcy smoczek ;)


Pędzelek jest całkiem w porządku. Zastrzeżenia mam do lakieru - jest gęsty, gumiasty i ciężko się nim maluje. Pierwsza warstwa mocno smuży, nie ma co tu marzyć o jednej warstwie kremowej miętki :/


Pierwszą warstwę starałam się kłaść bardzo cienko - grubsza schnie w nieskończoność i  łatwo sobie zepsuć cały manicure kładąc drugą warstwę na niedoschniętą pierwszą.

Efekt końcowy jest ładny - równa warstwa lśniącego koloru. Kolor ten jest różny od najbardziej znanej mięty lakierowej czyli Mint Candy Apple ale mi bardzo odpowiada. Skin Food jest mięta zieloną, bez niebieskich tonów.



Na zdjęciach powyżej lakier jest suchy, bez położonego top coata. Uwielbiam <3
Na eBayu można go kupić za ca. $6 z darmową wysyłką :)

środa, 21 września 2011

Rozpusty ciag dalszy.

Ostatnia część moich koreańsko-amerykańskich zakupów sieciowych. Dzisiaj dostałam Petrę, lakiery Tony Moly, Skin Food i Etude House, tusz do rzęs Skin Food i cytrynowego sleeping packa oraz glinkową maseczkę truskawkową.


Lakiery Skin Food są urocze - przyznam się, że  kupiłam je głównie dla buteleczki, kolor tutaj zszedł na drugi plan ;) Tony Moly są cudowne - kolory, które dla siebie wybrałam są niesamowite. Jedyną ich wadą jest krótki i niewygodny pędzelek oraz nieco zbyt szeroka zakrętka, ale jakoś to przeżyję - dla tych kolorów naprawdę warto. Jesienne Zoye? Fantastyczne, wszystkie. A Etude House są bezpieczne i dress code'owe (poza V.V.I.P. Green).

Eggplant Plumping Volume Mascara zapowiada się dobrze. Trochę na początku przeraziła mnie szczoteczka (krótkie i rzadkie włoski), jednak po teście na tuszu Missha 4D jestem pełna nadziei, że jednak będzie dobrze :)

No i owocowe cuda Baviphat. Jestem fanką, przyznam się do tego. Uwielbiam te realistyczne opakowania ;) Od razu wiadomo, co kryje się w środku. A w dzisiejszych zdobyczach kryją się cytrynowa nocna maska wybielająca i glinkowa maseczka truskawkowa. Nie mogę się doczekać :D


I na koniec szybkie, wzornikowe swatche moich najnowszych lakierów.
Górny lewy róg to Zoye. Jana to różowawy taupe; Petra to coś w stylu Paradoxala, tylko w kremie; Dree to zgniła zieleń a Cynthia zielony granat.
Prawy górny róg to Tony Moly. Sad Green to morska zieleń; Kahki to przyszarzałe khaki bez brązu a Indian Blue to szarawy błękit.
Lewy dolny róg to Etude House: morska zieleń V.V.I.P. Green, Mistic Purple to fiolet ze zlotym shimmerem, Brown Berry to lekko różowy brąz a Kahlua Milk to mocno rozbielony brąz.
I na koniec lakiery Skin Fooda z mlecznej serii. Lavender Milk czyli pastelowa lawenda i Mint Milk czyli urocza miętka.


Podsumowując: wrzesień był zakupowo udany. To jeszcze nie wszystko - mam nadzieję, że nowe Essence już niebawem pojawią się w Naturze. I wtedy będę już całkiem pod kreską, bo w tej chwili to jestem tak na granicy. Całe szczęście, że do pierwszego już niedaleko :D

poniedziałek, 19 września 2011

Poniedzialkowa rozpusta.

Takich postów na tym blogu będzie więcej. Bo ja zawsze przywlekę coś z drogerii albo listonosz zostawi dla mnie małe co nieco (eBay to świątynia rozrzutności).

Donosiciel przyniósł mi dziś Kleancolory, lakiery NYX, Zoya i Etude House. Poza tym krem nawilżający i bb krem. A z Natury przytaszczyłam w sobotę lipstainy, eyeliner w żelu i lakiery My Secret.

Lakierowo powróciłam do korzeni (delikatesy Etude House to stara ja ;)) ale też zrobiłam krok do przodu - kleancolorowe holo i inne błyskotki (Emerald Forest NYXa mnie zachwycił). Poza tym jesienne Zoye i pastelowe My Secret.

ZOYA: Dree, Jana, Cynthia; My Secret: Mint, Vanilla, Lavender; Etude House: Berry Brown, Mistic Purple, Kahlua Milk; NYX: Emerald Forest, Woman, Golden Lavender, Smoldering i Deep Space


lewa-prawa: NYX: Woman, Emerald Forest, Smoldering, Deep Space, Golden Lavender; Kleancolor: Bite Me, Midnight Seduction, ChH Bluebell, ChH Poppy, Sparkle Red, ChC Fuchsia, Holo Green, ChH Clover i Leaves Jingle

Poza lakierami było tez trochę pielęgnacji w dzisiejszych paczkach.
Peach All-in-One Waterfull Cream to moja nadzieja na jesień i zimę. Nie jest to typowy krem - kosmetyk ma żelową konsystencję i jak żel zachowuje się na skórze. Czego ja oczekuję? Mocnego nawilżenia i odpowiedniego przygotowania skóry pod makijaż. Testy na ręce są obiecujące, ale dokładniejsze, całotwarzowe testy dopiero jutro rano.
Zapomniałabym - krem jest w takim samym opakowaniu jak brzoskwiniowy peeling. Jedyna różnica między nimi to to, że brzoskwinia peelingu jest błyszcząca a ta, w której jest krem jest matowa. Pojemność gigantyczna - 100ml. Zapach przyjemny - lekki, brzoskwiniowy. Będzie przyjemna odmianą po paskudnie naperfumowanym kremie Siquens.


Good Afternoon Rose & Lemon Tea to bb krem typu waterdrop. Krem ma ładny jasny kolor (mam oczywiście wersję jaśniejszą), bardzo ładnie leży na twarzy. Kropelki wody, które się wytrącają nie są tak widoczne jak w kremach Lioele czy Skin79, ale są wyczuwalne.
Co mnie zachwyciło to zapach - czarna, aromatyzowana różą i cytryna herbata. Zapach nie jest drażniący - wręcz przeciwnie, działa odprężająco, taka mini sesja aromaterapii przy robieniu makijażu ;)


I na koniec flamastry do ust i żelowy linerek. Zacznę od tego drugiego - Sherlok & Khaki Holmes to bardzo ładny zzieleniały brąz z drobinkami. Jednak ja chyba nigdy nie przekonam się do tego typu kosmetyków, bo jednak kredka to kredka. Będę próbować i ćwiczyć, ale jednak cieniutkie pędzelki i żelowe farbki do powiek to nie moja bajka.

prawy górny róg od lewej: Rose Wood Avenue, Red & The City i Meet Mrs. Rosevel

Za to lipstainy to bardzo moja bajka ;) Colour Infusion to to, co tygryski lubią najbardziej - jest kolor, który faktycznie jest długotrwały, z komfortem gołych ust. Mój faworyt to Rose Wood Avenue. Ale mogłabym mieć wszystkie pięć pisaków. Jedyne do czego sie przyczepie to to, że końcówka jest nieco za twarda. Ale poza tym - rewelacja!


I jeszcze na koniec moje wszystkie kleancolorowe Chunky Holo. Jestem w nich zakochana!