Na początek post podsumowujący ostatni tydzień. Same lakiery - 4 rossmannowe i set Luxefektów, który kupiłam w tak dobrej cenie, że aż sama się temu dziwiłam. Set wysłany do mnie 2 stycznia listonosz zostawił pod drzwiami 10 lutego - byłam pewna, że ktoś położył na nim swoje łapy.
Zacznijmy może od Wibo:
Albo nie umiem czytać buteleczek, albo na prostokątnych, błyszczących Wibo nie ma numerków. Kolory są ładne ale konsystencja mi nie odpowiada - jest to moje pierwsze doświadczenie z tymi lakierami i chyba się nie polubimy, ale możliwe, że coś jeszcze kupię, w końcu są one tanie jak barszcz. Matowe lakiery mają odpowiednio numerki 04 i 05. Mat jest fajny - nie utrzymuje się długo ale pierwsze wrażenie jest OK.
Z Luxeffects jestem bardzo zadowolona. Więcej o nich w osobnym poście niebawem.
I mam nadzieję, że za tydzień będę mogła się pochwalić holenderskimi OPI - mieszkałam w Holandii przez trzy lata i ta kolekcja będzie bardzo bliska mojemu sercu :)