wtorek, 11 października 2011

Jana na jesienny dzien...

Mam ciotkę Janę. W sumie w domu było ich trzy - Jaga, Jana i Hana czyli kolejno Jadwiga, Janina i Hanna - kuzynki mojej matuli, wszystkie trzy stare panny, a każda jedna nieba by swoim bliskim przychyliła. Jako dziecko byłam przez ciotkowe trio rozpuszczona (jak dziadowski bicz) i trochę tego rozpuszczenia zostało mi po dziś dzień. Bo niegdyś, co Alusia chciała - Alusia miała. Działo się tak, bo ciocie moje nie miały bliższych w rodzinie do rozpieszczania a poza tym miały znajomości w różnych dziwnych miejscach. Moja mama miała dostęp do pomarańczy i pampersów tylko i wyłącznie dzięki znajomościom ciotki Jany. A ja miałam lalkę Barbie dzięki ówczesnemu ukochanemu ciotki Jagi. A Hana... Cóż, Hana była moją czekoladową Dobrą Wróżką. Jaki to był szpan w przedszkolu, gdy na urodzinowy poczęstunek przyniosłam batoniki MilkyWay...

Ale może przejdźmy do meritum - lakierowa Jana to bardzo ładny kolor. Ładny, ale powtarzalny, niestety. Widziałam go już w postaci Metro Chic, Merino Cool, Below Deck, Grey's Kelly, From Dusk To Dawn... Czyli macie już pojęcie, jak Jana wygląda w rzeczywistości.
Jana to nie jest dokładana kopia któregokolwiek z tych lakierów, ale jest ona w tzw. typie.


Kolor idealny na takie dni, jakie mamy teraz. Idealnie wpasowuje się w jesienną szarugę...