sobota, 23 czerwca 2012

Film: COSMOPOLIS, wrażenia na gorąco.

Czasami dostajemy w szkole wejściówki do naszego kina. Wejściówki są in blanco, można iść na co się chce - trzeba tylko zmieścić się w wyznaczonym terminie. W tym miesiącu szkoła dała nam po dwa bilety na łebka. Postanowiłam więc zaprosić do naszego mega super hiper wypasionego kina moje kuzynki a sama podczepiłam się pod przyjaciółkę. Wybór był mega trudny - Goryl Śnieżek (a może Śmieszek?) w Barcelonie albo Cosmopolis - takie filmy były grane w piątkowy meczowy wieczór. Padło na Cosmopolis bo: a) film po angielsku a dziewczyny moje jednak lepiej radzą sobie z ingliszem niż poliszem i b) czytałam książkę i długo byłam pod jej wrażeniem (Cosmopolis, Don DeLillo - polecam).


I teraz pytanie, czy film jest dobry? Mam mieszane uczucia. Bo jeśli nie czytałabym książki to powiedziałabym, że świetny. A tak jest *tylko* dobry. Dlaczego? Bo z książką ma niewiele wspólnego. Książka opiera się na czymś zupełnie innym - owszem, całość jest spójna i widać, że scenariusz był pisany na podstawie książki, ale fabuła jest z deczka inna. Książka opiera się na tym, że główny bohater widzi to, co będzie robił za chwile. A w filmie jest do tego odniesienie na samym początku i tyle. Potem już książka sobie a film sobie. Niemniej jednak, podobało mi się.

Po wyjściu z kina widziałam i słyszałam zdezorientowanie. Na sali chyba byłam najstarsza, reszta widzów mieściła się w przedziale wiekowym 15-20. A że film jest ciężki w odbiorze (inny, cięższy kaliber niż osławiona saga Twilight) to wcale mnie to nie dziwi. Nie jest to lekki, odmóżdżający obraz na piątkowy wieczór.

Czy polecam? Tak. Jest to film jednego aktora - reszta to epizody, ale dobre epizody; ważne epizody i trzeba na nie zwracać uwagę.
Rada dla tych, którzy przeczytali wcześniej książkę DeLillo - Cosmo na papierze i Cosmo na ekranie to dwa zupełnie różne światy. Ale warto :)

No i cieszę się, że polska dystrybucja nie zmieniła (spolszczyła) tytułu.