poniedziałek, 18 czerwca 2012

Skin79 Crystal Finish Pact - review.

Taką jakby mini-recenzję tego cuda popełniłam tutaj. Nie wiem jak to się stało, że zapomniałam o tym kosmetyku - wpadł między tubki i się zapodział. Cudem odnaleziony po kilku miesiącach leżakowania jest teraz moim namberem łan.



Jak już pisałam w intro, puder zamknięty jest w plastikowej puderniczce. Całość jest lekka i zgrabna, bez problemu mieści się nawet w najmniejszej kobiecej kosmetyczce. Niekoniecznie podobał mi się koncept dwuwarstwowego puzderka, z drugiej strony jednak osobna przegródka na gąbeczkę to świetny pomysł i z czasem się do tego wszystkiego przekonałam - najważniejsze, że puder i lusterko są na jednym poziomie - do szewskiej pasji doprowadzało mnie, już nie pamiętam w jakim kosmetyku, lusterko na jednym poziomie a kosmetyk na drugim.



Kolor jest idealny dla żółtawych bladziochów i średnio jasnych cer. Nie ma w nim ani grama różu, to sama beżowa żółć z rozświetlającymi drobinkami.





Pudru można używać dwojako - jako wykończenie pędzlem lub jako podkład gąbeczką. CFP nałożony pędzlem daje twarzy matowe ale świetliste wykończenie a nałożony gąbeczką konkretnie kryje i stosowanie jakiegoś bb kremu/podkładu pod CFP mija się z celem.
Trwałość jest konkretna - na mojej mieszanej cerze, która ostatnio uwielbia się świecić jak psu klejnoty (ale dzięki Bogu to jedyna moja ciążowa przypadłość urodowa *odpukać w niemalowane*) mat trwa około 5h, później muszę się poprawiać. Ale i tak uważam to za sukces bo brzoskwiniowy Skin Food wytrzymuje tylko 2h i na dodatek niemiłosiernie mnie wysusza :(

Bardzo polecam bo to dobry produkt. Śmiem twierdzić, że jest dużo lepszy niż kompakt Dior Forever czy puder Lancome (nazwy nie pamiętam, bo to bubelek był i szybko się z nim pożegnałam), których używałam w zamierzchłych czasach.

A teraz wracam do strefy kibica, gdzie trwa dyskusja o naszych orłach. Franku Smuda, gdzie te cuda? Strasznie szkoda mi tych chłopaków, bo mają potencjał ale brak osoby, która potrafiłaby to wykorzystać. Aż chce się rzec, parafrazując *klasykę*, Franz, why? (nie będę złośliwa i nie napiszę, że for money).
Z mężem stwierdziliśmy też, że to przykre, że duża większość piłkarzy reprezentacyjnych to dla nas gównażeria a nie stare pryki (jak to było jeszcze kilka lat temu). Starość nie radość a młodość nie wieczność.

Aha, kupiłam sobie w końcu sukienkę na wesele. Takie zakupy w ciąży to masakra - wszystko źle leży a brzuch teraz rośnie dość szybko i to co dobre *w talii* teraz za dwa tygodnie może być już przyciasne. Sukienkę z obrazka znalazłam przez przypadek w moim ulubionym sklepiku dla ciężarówek. Pani właścicielka zamówiła sukmanę dla kogoś innego ale ten ktoś inny się rozmyślił i sukmana miała wrócić do centrali. Matkoboskoczęstochowsko bardzo się ucieszyłam, gdy ją dorwałam. Cudna jest. Jeszcze tylko buciszcza i będę jak ta lala z piłką pod sukienką.