sobota, 16 czerwca 2012

Ideał sięgnął bruku :/

Pewien międzynarodowy swap zaowocował u mnie lakierem, o którym się naczytałam, którego zdjęć się naoglądałam i w ogóle; lakierem, który w blogosferze jest niemal kultowy a na jebaju jego ceny są astronomiczne (bo, heloł, $25 za 15ml lakieru to lekka przesada). Nie wiem, czego oczekiwałam - ale na pewno nie tego, co jest w buteleczce.


Smitten With Mittens (bo o nim mowa) to karminowa czerwień z czerwonymi i złotymi drobinkami typu glass flecks. Lakier pochodzi z kolekcji świątecznej z 2009 roku (ta kolekcja była mocno udana, wspomnijmy choćby Merry Midnight czy Dear Santa).





W buteleczce robi wrażenie - tego nie mogę mu odmówić. Ale na paznokciach traci ten swój buteleczkowy urok. Zdjęcia na paznokciu wrzucę jutro, bo mój mani ma już kilka dni i stracił nieco na wyglądzie. Ale pokrótce napiszę, że na moich paznokciach złote drobinki się gubią w czerwonej bazie a efekt jest mocno metaliczny a nie glasflekowy :(

All in all płakać nie będę, że go mam. Kosztował mnie stosunkowo niewiele (koleżanka słapiarka chciała w zamian kilka polskich rarytasków) i cieszę się, że swego czasu myszka mi zadrżała nad przyciskiem 'buy it now' na eBayu. Niedosyt jednak pozostał, bo inaczej sobie ten lakier wyobrażałam, noooo. Lakierowy jednorożec to na pewno nie jest.

Edit, 17.06.2012: Zdjęcia na paznokciu. Złotka widać tylko na bokach. Następnym razem suchy lakier potraktuję lekko zmywaczem - dopiero wtedy złoto nam się pokazuje w pełnej krasie.