wtorek, 10 lipca 2012

Hit PRLu - woda brzozowa.

Woda brzozowa. Flagowy produkt PRLu. Sama pamiętam, jak stałam z mamą w kolejce do kiosku ruchu i pan, który stał przed nami poprosił o wodę brzozową, po czym od razu odkręcił butelkę i za jednym razem wlał w siebie zawartość szklanego, przaśnego opakowania. Scenka podobna do tej z Misia, tylko u nas kiosk był wolnostojący, mróz szczypał po pysku a pan był z tych bardziej żulowatych smakoszy ;) Klik do sceny z Misia :)

A tu jeszcze cytat z Nonsensopedii:
Woda brzozowa – wytwarzany w czasach realnego socjalizmu produkt przemysłowy, pochodzący z Rosji. Wg producenta Preparat do pielęgnacji włosów zawierający ekstrakt z liścia brzozy i tataraku. Zmniejsza objawy łupieżu. Wzmacnia włosy, nadaje im puszystość, miękkość oraz elastyczność, zaś według szerokiej rzeszy konsumentów – smaczny i niereglamentowany napój alkoholowy dostępny w kioskach i sklepach z kosmetykami.


A oto co ma robić brzozówka:



Jak mamy stosować (jakby kto nie wiedział, że to się wciera a nie pije):



Składzik (nieco przydługawy jak na mój średnio znający się na składach gust, ale innej nie mogę znajść na wsi :/):



Przejdźmy do moich wrażeń. Powiem szczerze - nie wiem na co liczę stosując tę wodę :D Poszłam ze stadem owiec - naczytałam się, jaka ta woda super hiper ekstra kul no to kupiłam, skoro jest w Rossmannie na półce (w cenie 6,50 za pół litra). Wcieram jak mi się przypomni (czyli ze trzy razy w tygodniu) od dość dawna (jeszcze jak miałam włosy po pas, a ścięłam je trzy miesiące temu). Zużyłam już jedną całą zero połówkę a teraz męczę drugą i chyba ostatnią. No chyba że po porodzie coś mi się z włosami stanie, że będe musiała o nie szczególnie dbać (odpukać w niemalowane).

Zgodzę się, że woda ta fajnie odświeża włosy i faktycznie zapobiega łupieżowi (zwłaszcza temu kosmetycznemu, z którym miewam spore problemy :/) - także tutaj się sprawdza i wrażliwcy mogą być z niej zadowoleni. Poczytałam też, że przyspiesza porost włosów - tego nie zauważyłam. Ale ja zawsze (i od zawsze) mam na głowie pełno tych tzw. baby hairs - nigdy nie mogłam sobie zrobić ładnej, ulizanej fryzurki bo te małe kutafonki żyły własnym życiem i zamiast wyglądać jak zacna balerina wyglądałam jak wkur*iony Chopin :/ Więc wzmożonego wzrostu dziecięcego puszku nie zauważyłam, ale nie zdziwiłabym się, gdyby faktycznie jakieś te delikatesy to był efekt stosowania wody brzozowej.

Jest to taki produkt, o którego działaniu trzeba się przekonać osobiście, bo na jednych może działać a na drugich ni wuja. Ja stosuję ją przede wszystkim by zapobiec nawrotom łupieżu kosmetycznego.

Denerwujący jest zapach - nie znoszę tego zielno-śmiesznego smrodku. I kolor - cóż, kojarzy mi się laboratorium analitycznym i próbkami wiadomo czego ;) Źle pomyślana jest tez butelka - ja zawsze niewielką porcję brzozówki przelewam do butelki z atomizerem, bo wlew w tej isanowej butli jest tragiczny :/