Wczorajsza nawałnica odcięła mnie od świata. Jak piorun dupnął w nasz blok tak nastała ciemność i odcięło nam interneta. Dopiero dzisiaj panowie fachmani naprawili awarię a ja wróciłam do żywych.
Wieczorem pomalowałam sobie paznokcie jednym z moich ulubieńców - Thanks a Windmillion OPI z kolekcji holenderskiej. A dzisiaj położyłam na to lakier, który mam w swoich zbiorach już od jakiegoś czasu (nawet już go kiedyś nosiłam na Who Is The Boss ale nie było okazji do zrobienia temu duetowi zdjęć).
Innisfree #83 to pistacjowa, przejrzysta baza z różowym i niebieskim heksagonalnym brokatem. Ten lakier nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak lakiery Tony Moly (chociażby ten, klik). Nałożony na inny lakier wygląda ładnie ale nie powala. Brokat rozkłada się nierównomiernie (co widać) i ciężko go jakoś inaczej rozprowadzić. Do tego pędzelek doprowadza mnie do szału - jest stanowczo zbyt miękki i za gruby.
Pędzelek:
Podsumowując to szału ni ma, jak ktoś nie ma na co kasy wydawać może kliknąć. Ale ja nie widzę sensu, bo za te pieniądze można mieć ładniejsze lakiery :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz