wtorek, 3 lipca 2012

Śliska sprawa.

Od kilku(nastu) tygodni walczę z mega przesuszeniem dłoni - z bezproblemowych zamieniły się w Saharę, a o skórkach już mi się nie chce nawet myśleć. Nie pomagają odżywcze kremy, żel aloesowy czy maski nakładane na noc. Sahara i już.

Skórki i paznokcie postanowiłam potraktować morelową oliwką Essie.


Producent obiecuje nam cuda na kiju:
- odżywienie skórek i paznokci
- działanie kojące i nawilżające
- nawilżenie i zmiękczenie twardych skórek wokół paznokci
- zahamowanie wzrostu skórek
- przyspieszenie wzrostu paznokcia

Sposób użycia: wmasować w paznokcie i skórki raz lub dwa razy dziennie.

Wiele sobie obiecywałam po tym produkcie. Liczyłam na to, że w jakiś cudowny sposób moje skórki odżyją i wrócą do świetnej formy. Wierzyłam w to, bo to w końcu Essie. Ale tu nawet autosugestia nie pomogła ;]

Oliwka zafundowała mi jeszcze większe przesuszenie w rejonie paznokci. Takich suchych placków nigdy na oczy nie widziałam i musiałam je (oczy znaczy się) przecierać ze zdziwienia. Nawilżenie skórek? Ha ha ha, dobre sobie. Zahamowanie wzrostu skórek? Jasne, a świstak siedzi, bo sreberka były kradzione. Działanie kojące? Nie wiem na co, ale na pewno nie na paznokcie.

Dodam jeszcze, że oliwkę stosowałam przez tydzień, później dałam sobie spokój bo nie było widoków na poprawę. Plusy? Jakieś tam są - ładny zapach i prosta buteleczka. Ale to niestety nie wystarczy. Bubel od Essie :/